Rodzinne pogo
25 lutego 2012Rzadko zdarza się możliwość, aby tylu „tatów z synami” (bo dominowała płeć niekoniecznie piękna) mogło wybrać się wspólnie na wydarzenie kulturalne.
Starzy i młodzi pucowali zatem glany, stroszyli irokezy, aby w odpowiednim „entourage” stawić się tłumnie przy Tumskiej.
Patrząc na kolejkę przed wejściem na myśl przychodziła od razu potrzeba większej sali. Undergroundowa legenda amfiteatru może by nie zapełniła (i pewnie by nie chciała), ale zadomowiony w płockiej scenerii cykl muzycznych spotkań ewidentnie wymaga przestrzeni innej, niż obecna siedziba POKiS.
Było więc głośno, duszno, ciasno, ale wszystko rekompensowała doskonała zabawa - żywiołowość, fantastyczny kontakt z publicznością i najważniejsze – coś do powiedzenia poza trzema akordami – to właśnie „Dezerter”. Chociaż panowie grają dłużej niż większość audytorium liczyła sobie wiosen, poza lekkim zużyciem przyodziewku zupełnie tego po nich nie widać.
Jeszcze kilka sezonów i na kolejnej Alterstacji już nie synowie, a wnuczkowie zaśpiewają zamiast „sto lat” – jak w piątek – „czterdzieści lat minęło”. Dezerterom już rok temu stuknęła trzydziestka, a zupełnie nie widać w nich dinozaurów, wręcz przeciwnie, energią mogliby (bez szkody dla własnej ekspresji) obdarzyć niejedną gwiazdę MTV.